Prof. Andrzej Rychard: W naszym kraju niełatwo budować kapitał społeczny, który jest podstawą trwałości dobra wspólnego.
Wchodząc do nowoczesnej Polski, dobra wspólne i wspólny interes uważaliśmy za pewnego rodzaju mydlenie oczu, artykułowane językiem, którego używała władza, aby mieć pod kontrolą te pozornie wspólne rzeczy. Stąd obecnie trudność w budowaniu interesu publicznego w kraju, który wciąż przechodzi od jednego do drugiego porządku społeczno- -gospodarczego. Oczywiście możemy zadać pytanie – jak długo będzie trwał okres przejściowy, gdy możemy sobie wybaczać co najmniej bierność wobec dobra wspólnego?
Wydaje się, że te ponad 25 lat polskiego sukcesu wystarczyło, aby dojrzeć. Już czas najwyższy, aby zrozumieć rolę dobra wspólnego dla nas samych i zacząć je budować świadomie. Należy zrozumieć, że to, co nam się udało osiągnąć, stało się dzięki indywidualnej, prywatnej zapobiegliwości na skalę mikro.
Ciągły rozwój Polski odbywał się powodowany interesem indywidualnym, a nie przez pomnażanie kapitału społecznego. Już wiemy, że nas to ogranicza, i staramy się to zmienić. Kapitał społeczny rozwija się w Polsce w sposób nieregularny, nie można więc jednoznacznie ocenić, że jest wszędzie jednolicie niski. Wręcz odwrotnie, zauważane jest jego zróżnicowanie i dynamika. Zależą one od doświadczeń ludzi i tradycji wspólnych przedsięwzięć.
Wielkość kapitału społecznego jest też ściśle związana z doświadczeniami korzystania z niego. Na przykład paradoksalnie ocenia się, że jest go więcej w biznesie niż gdzie indziej. Pojawiają się też inne „wyspy” tego kapitału – w społecznościach lokalnych, ponieważ jednak działania są tam często nieformalne, bywa, że umykają statystykom. Pokazuje to, że uogólnienia o niskim poziomie polskiego kapitału społecznego mogą być pewnym uproszczeniem, a te grupy społeczne, które postrzega się negatywnie, wykazują więcej zaufania do innych, niż twierdzi ogół. Różnice w wielkości kapitału można też zaobserwować w innych sferach. Tu zauważa się rozdźwięk między tym, co ludzie deklarują, a tym, jak się zachowują.
Polacy z reguły w badaniach opinii na temat zaufania społecznego wypowiadają się, że nie należy ufać innym i trzeba być ostrożnym w kontaktach (co nie oznacza, że nie można być ostrożnym i jednocześnie ufać innym). W istocie nasze deklaracje nie pokrywają się z rzeczywistymi zachowaniami. Jako zbiorowość wykazujemy bowiem sporą dozę zaufania do innych, a także do swojego państwa, czego najlepszym dowodem jest sprawnie działający system podatkowy RP.
Mało kto docenia fakt, że wprowadzenie systemu PIT okazało się trwałą wartością społeczną nowoczesnej Polski i pozostaje w moim przekonaniu jednym z większych sukcesów naszej transformacji ustrojowej. Chociaż o tym prawie w ogóle się nie mówi, Polacy obywatele płacą podatki sumiennie. Jest to także wyraz zaufania do sfery publicznej.
Do takiego nieoczekiwanego dla nas wniosku doszli badacze amerykańscy. Nawet należy tu zauważyć więcej – indywidualni podatnicy zachowują się w sposób bardziej odpowiedzialny niż instytucje, które często starają się zaniżać swoje dochody. Nie tylko sukces systemu PIT jest miarą zaufania społecznego w Polsce. U nas wciąż rozwija się prywatny biznes, mimo że warunki zewnętrzne mogłyby popychać do postawy bardziej zachowawczej. Obserwujemy też, że choć Polacy nie należą do aktywnych członków organizacji pozarządowych, stowarzyszeń, klubów, co pokazują dane statystyczne, jednak na poziomie nieformalnym, różnego rodzaju społeczności lokalnych, zauważamy dużą skłonność do podejmowania inicjatyw, które łączą ludzi. Są to wspólne działania nie zawsze motywowane wyłącznie interesem ekonomicznym. Czyż nie jest to zastanawiające i pozytywnie zaskakujące, że ocena poziomu kapitału społecznego w kraju wymyka się statystykom na korzyść tego pierwszego? Zaufanie społeczne jest więc u nas zróżnicowane i ma charakter wyspowy.
Jako społeczeństwo dopiero odkrywamy poczucie wspólnoty wokół aktywności lokalnej, które w doświadczeniu zbiorowym do tej pory nie funkcjonowało. W sumie więc zamiast tezy o ogólnie niskim kapitale społecznym w Polsce stawiałbym raczej tezę o jego zróżnicowaniu. Powinniśmy też zwrócić uwagę na fakt, że właściwa ocena kapitału społecznego powinna dotyczyć relacji między osobami, które są sobie równe w hierarchii społecznej. Jeżeli bowiem rozpatrujemy sytuację zależności między ludźmi pozostającymi w hierarchii niżej bądź wyżej, trudno mówić o prawdziwym zaufaniu i rzetelnie ocenić takie stosunki. Pozostają oni bowiem w relacjach klientelistycznych, podwładny – patron, klient – urzędnik, i trudno tu mówić o autentycznym zaufaniu, lecz bardziej o interesie.
Robert Putnam, amerykański politolog badający życie społeczne Włoch, wyraźnie podzielił ten kraj na część północną i południową. Zadał sobie pytania o kapitał społeczny i tu, i tam. Wykazał, że na południu Włoch zaufanie społeczne ma charakter klientelistyczny, a relacje społeczne są klanowe (to przykład negatywnego kapitału społecznego, z którego nie wynika dobro wspólne), w odróżnieniu od północy kraju, z rozwiniętym zaufaniem osób mniej więcej równych sobie.
Budowa i trwałość kapitału społecznego nie powinny zależeć od woli jednego człowieka, ale też nie byłoby dobrze, gdyby zaangażowanie się w działania prospołeczne motywować wyłącznie poczuciem wartości – działamy społecznie, „bo tak należy”.
Dotyczy to szerszego problemu – z trudem można wyobrazić sobie ludzi uczestniczących w sferze publicznej, którzy uważają to za swoją powinność i nic więcej, innymi słowy: że powodują nimi tylko wartości uznawane za dobre. Otóż aby w człowieku silnie zakorzeniło się to, co prospołeczne, musi on szczerze przyznać przed sobą, że owszem – wartości odgrywają ważną rolę w jego działaniu, ale fakt, że udziela się społecznie, skutkuje również korzyścią dla interesów grupy, którą reprezentuje. Jest to także opłacalne dla własnej społeczności lokalnej. Ogólnie rzecz ujmując, chodzi o sytuację, gdy uczestnictwo w demokracji i w życiu obywatelskim, w budowaniu kapitału społecznego będzie dla rozmaitego rodzaju grup korzystne, i nie należy się wstydzić tak rozumianej motywacji. (Na przykład obywatele pragmatycznie i prospołecznie zarazem powinni głosić przekonanie, że władza działa transparentnie nie dlatego, że tak należy, ale dlatego, że to jest opłacalne dla społeczeństwa).
Wynikają z tego jeszcze jedna obserwacja i wniosek – społeczeństwo nie powinno żyć w stanie nieustannej mobilizacji, powinności wobec wyższych wartości czy grupy. Polacy w takiej kulturze egzystowali przez wiele dziesiątków lat. Nawet fenomen Solidarności wyrastał z bardzo szczęśliwego połączenia motywacji opartych na wartościach z motywacjami interesu życiowego.
Trzeba więc myśleć i rozmawiać o interesach wynikających z codzienności jako o czynniku napędzającym i stabilizującym, a także dającym szansę budowy kapitału społecznego. Wyparcie się sfery opłacalności działania, pomijanie jej, nie pomoże w budowie silnego kapitału społecznego. Zauważmy też, że w polskiej historii postawa nieufności wobec otoczenia, wobec obcego bywała racjonalną strategią przetrwania. Czy to już – miejmy nadzieję – przeszłość? Należy ufać, że po sprawdzeniu się w warunkach konspiracji na dłuższą metę będziemy zdolni do budowania zaufania i kapitału społecznego. Mimo że zdobywamy tu dopiero doświadczenie, musimy pamiętać, że z całą pewnością nie jest to proces nieodwracalny.
Nawet gdy w programie „Lokalne Partnerstwa PAFW” liczymy już sukcesy, to o kapitał społeczny trzeba cały czas dbać, gdyż ściśle związany z losami jednostek, społeczności, w wyniku postaw egoistycznych może zanikać. Dla podkreślenia tej prawidłowości wypada dodać, że rozmaite wyniki badań pokazują, że zadowolenie z życia jako wyznacznik indywidualnego sukcesu niekoniecznie łączy się z silnym uczestnictwem w różnorakich formach życia społecznego.
My, Polacy, wciąż na poziomie narodu jesteśmy bardziej szczęśliwi niż uspołecznieni, co pokazują choćby badania Janusza Czapińskiego. To oznacza, że jako zbiorowość musimy zadać sobie pytanie – czy człowiek może być bardziej szczęśliwy bez uczestnictwa w szczęściu innych?
Kiedyś historia podsuwała nam odpowiedź, że szczęście indywidualne niekoniecznie wiąże się z pomyślnością ogółu, a nawet więcej – własne szczęście należało tworzyć wbrew innym, wbrew systemowi. Ta postawa utrwalana przez pokolenia także rzutuje na poziom kapitału społecznego w Polsce i powinna nas mobilizować do zmiany. Naukowcy już zbudowali model, który w obrazowy sposób pokazuje takie, a nie inne społeczne funkcjonowanie. Chodzi o „amoralny familizm”, kategorię amerykańskiego antropologa Edwarda Banfielda, zastosowaną do opisu Polski przez rodzimych socjologów Elżbietę i Jacka Tarkowskich.
Amoralny familizm charakteryzuje niewielkie, silnie zintegrowane grupy, które są nastawione bardzo agresywnie na zewnątrz i z sobą konkurują. Czy tacy są współcześni Polacy? Z pewnością nie padnie tu jednoznaczna odpowiedź. Przecież bez solidaryzmu społecznego nie doszłoby do naszej transformacji. Solidarność naznaczyła zbiorowość wartościami, które wciąż pozwalają nam na przejście do społeczeństwa bardziej rozwiniętego, w czym niemałą zasługę mają też Lokalne Partnerstwa PAFW. Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia” zaproponowała zestaw narzędzi do badania kapitału społecznego, z którego już skorzystały niektóre Partnerstwa. Podała przy tym jakże istotne wymiary tego kapitału.
Z mojej perspektywy wydaje się, że te, które dotyczą zachowań, powinniśmy rozwijać ze szczególną uwagą. Chodzi o aktywność i współpracę. Są to dwa niezwykle istotne wymiary kapitału społecznego, gdyż wszystko, co dotyczy zachowań, ma szansę wpływać na sferę odczuć i percepcji, to znaczy na pozostałe wymiary tego kapitału – zaufanie, więzi i tożsamość kulturową. To właśnie aktywność i współpraca pozwalają budować ten kapitał społeczny, który w klasycznej terminologii naukowej nazywa się pomostowym.
Łączyć ludzi na poziomie społecznym, a nie tylko rodzinnym. Warto dodać, że to, co lokalne, jest siłą polskiego kapitału społecznego, choć nie zawsze jest doceniane w masowych badaniach reprezentatywnych czy w rocznikach statystycznych. Jak już zauważyliśmy, z badań ogólnych wynika, że wciąż mało Polaków ufa innym i mało udziela się w trzecim sektorze. Jednak gdy naukowcy porzucają biurka i wchodzą w lokalne społeczności, wówczas mogą się przekonać, ile pracy już włożono w budowę kapitału społecznego w całym kraju. Lokalni liderzy naprawdę potrafią się angażować i mobilizować innych na rzecz dobra wspólnego.
PROFESOR ANDRZEJ RYCHARD
– socjolog, profesor nauk humanistycznych, wykładowca akademicki, dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. Specjalizuje się w socjologii instytucjonalnej – w tym socjologii polityki i gospodarki.
Tekst jest częścią publikacji “Jak lokalnie budować partnerstwa?” wydanej w ramach Programu Lokalne Partnerstwa Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności.